Powrót.

Liegmann Iwona

Iwona Liegmann już od momentu prezentacji dyplomu zapowiadała się jako jedna z ciekawszych osobowości twórczych środowiska toruńskiego, a jej późniejsza działalność artystyczna to potwierdziła.
Tym, co motywuje ją do tworzenia to - jak sama mówi - próba przekraczania i problematyzowania granic (m.in. łączenie przeciwstawień, przenikanie się odmiennych obszarów), a szczególnie stwarzanie prowokacji intelektualnej i twórczej. Prowokacji najczęściej podszytej humorem. Bawi się balansowaniem na granicy pomiędzy sztuką wysoką a kiczem. Bawi tym także widzów, którzy każdą nową instalację Iwony Liegmann przyjmują z dużym zainteresowaniem.
Sposób w jaki Iwona Liegmann traktuje sztukę jest - przynajmniej w polskiej sztuce dzisiejszej - dosyć wyjątkowy: łagodnie prowokuje, bawi, co wcale nie oznacza, że mówi o sprawach błahych. Jej realizacje dotykają problemów "tu i teraz", spraw aktualnych (a zarazem uniwersalnych), np. problemu znęcania się nad zwierzętami czy - jak prezentowany projekt - związków matki z dzieckiem, cielesności, ale opowiadają o tym bez śmiertelnej powagi i brutalnego atakowania odbiorcy. Iwona Liegmann traktuje sztukę jako ważny element naszej codzienności - jednocześnie oczywiście jako sposób mówienia o niej, jej komentowania - nie jako element sacrum, który powinniśmy kontemplować z namaszczeniem. Nie uważa sztuki za świętość, której nie wolno mieszać z koralikami, kiczem, ludowością. Jest w tej postawie i konsekwentna i wyjątkowa, a przede wszystkim lubiana i ceniona przez odbiorców.
Twórczość Iwony Liegmann jest oczywiście bardzo emocjonalna (i też niezwykle starannie i pracowicie wykonana - co przy sztukach wizualnych ma znaczenie) - dzięki czemu dociera do różnych grup odbiorców, ale też za każdą realizacją kryje się dosyć wyraźne i przemyślane przesłanie. Na pewno jest to twórczość, którą warto promować.

Anna Jackowska

Malarstwo Iwony Liegmann cechuje się niezwykłą prostotą tematyczną. Sceny rodzajowe - rubaszne i smutne. Patrząc na obrazy artystki od strony formalnej natrafiamy na wiele przeszkód. Jednak przeszkody te ukryte są pod wierzchnią warstwą realizmu. Realizmu bardzo wyrafinowanego, pełnego pułapek, które czychają na mało przygotowanego odbiorcę sztuki. Ci mało wymagający widzą tylko to, co uderza na pierwszy rzut oka: grymas twarzy modela, złoty ząb, dekoracyjny ornament czy zaskakujące zestawienie kolorystyczne. A w malarstwie Iwony Liegmann zdecydowanie dominującą rolę odgrywa całość koncepcji. Nie ma tu fragmentaryczności, która pozwalałaby uwodzić tanim efektem.
Środki wyrazu są proste - przede wszystkim płaskie kładzenie farby bez efektownych laserunków, "przecierek" tak bardzo eksploatowanych w tego typu scenach rodzajowych. Ta powściągliwość świadczy o dużej dojrzałości artystki dającej znać o sobie również w wyborze materiału, na którym zdecydowała się malować. Ulubionym jej podłożem są zgrzebne tektury. Na nich to pokazane są z kolei zgrzebne obrazki z naszego życia. W tej perspektywie wszystko jest przemijające, kruche w swej egzystencji. Nie mu tu złotych czy pięknie bejcowanych ram, grawerowanych napisów. Są natomiast słabe kondycyjnie obramowania z bibułkowych kwiatów i kartonowe bordiury.
Piszę w pewnym sensie o peryferiach zagadnień podstawowych, o których mówi się aby wydobyć walory i mistrzostwo artysty. Sądzę, że te "pobocza" są w malarstwie Iwony Liegmann niezwykle ważne. Każą one nadać odbiorcy odpowiedni respekt, aby fascynacja propozycją artystki nie pozostała tylko w sferze powierzchownego zauroczenia.

Marian Stępak

Oglądając prace Iwony Liegmann ulegamy wielu zdziwieniom czy nawet konsternacji. Dlaczego autorka z takim okrucieństwem portretuje swoich modeli, nie pomijając żadnych "kompromitujących" szczegółów, które czynią ich śmiesznymi czy brzydkimi? Dlaczego tak często wykorzystuje materiały i zestawienia barw, które powodują, że jej prace ocierają się o tzw. zły gust? Świnka Piggy z plastiku, wypchani kulturyści, podstarzała kelnerka, dziwaczne "Maskoty" zapakowane w folię...
Nie tylko tematy, ale i strona formalna prac Iwony, gdzie ostre, jaskrawe barwy sąsiadują z fragmentami kolorowego plastiku czy kawałkami lustra wywołują ową konsternację.
Nie ma jednak w pracach Iwony chłodnego dystansu wobec bohaterów swoich obrazów, mimo, że nieco kpi z tych dziwnych figur, są one częścią jej świata, jej "rodziny".
Taki jest świat Iwony Liegmann, nieco krzykliwy, czasem karykaturalnie wykrzywiony, ale również barwny, bogaty i fascynujący, bo gdy bliżej się mu przyjrzymy i poznamy, konsternacja ustępuje miejsca fascynacji.
Zaczynamy rozumieć stosunek autorki do rzeczywistości, pełen ironii i zauroczenia współczesną cywilizacją i wytworami masowej produkcji, jej fascynację tandetnymi materiałami oraz pieczołowitość z jaką wykonuje swoje prace, jakby powoływała je do życia i traktowała je jak własne dzieci.
Gdy uda nam się wejść w ten świat staje się on naszym światem, a my jedną z figur z obrazów Iwony.

Janusz Kotlewski






do góry