Powrót.

Brzostek Dariusz

Twórczość:


Spod przydymionej czerwieni gotyckich kościołów coraz śmielej wyzierała piaskowa biel minaretów, ulicami w ospałym tempie snuli się śniadolicy ludzie w burnusach, zaś między nimi żwawo przemykały się riksze. Tu i ówdzie pod swojską wierzbą prezentował swe rozliczne talenty jakiś fakir
Hrabina N., nazwijmy ją Panną Malarią, wyszła z domu przed piątą. Idąc ulicą Podmurną w stronę Katedry św. Janów, minęła śpiącego na schodach kloszarda, dwoje dzieci, dwa białe psy, staruszkę z pudlem, ulicznego sprzedawcę prażonej kukurydzy i zdechłego szczura, którego truchło poniewierało się w rynsztoku, wzbierającym pomalutku wodą. Siąpił deszcz, czy może raczej przelotna mżawka, rozświetlająca Stare Miasto blaskiem chłodnym i z lekka ukośnym. Parasole rozkwitały sporadycznie na deptaku. Stukot ustępował z wolna miejsca chlapaniu. Kosmaty pies umknął w suche zacisze bramy. Panna Malaria, rozpiąwszy na delikatnym wietrze żagiel dobrze skrojonej sukienki, sunęła pewnie ku kościołowi.
W kruchcie pachnącej gipsem i wodą święconą znudzony Chrystus zawisł niefrasobliwie nad drzwiami uczepiony jednorącz poprzecznej belki krzyża. Hrabina N. westchnęła ciężko i podeszła do proboszcza gmerającego przy świecach na ołtarzu. Ksiądz Marceli Fogiel wydał jej się dziwnie zakatarzony. Czyżby przeziębienie? Późną wiosną? A może Mój Boże Może ptasia grypa, która szaleje już ponoć w Warszawie? Proboszcz, pociągając leciutko nosem, wyciągnął korpulentną dłoń na powitanie, artykułując cichutko coś na kształt "pfalony". Hrabina zbyła to pozdrowienie abstrakcyjnym grymasem, szukając równocześnie portmonetki w niezmierzonych otchłaniach damskiej torebki.
(...)
/Dariusz Brzostek: Fragmenty "Molok Mun" Dariusza Brzostka. Gazeta Wyborcza. Toruń, z dn. 4 I 2008/






do góry