Powrót.

Rochecka Mirosława

Recenzje:


"Nadawanie kształtu duchowi"

Malarstwo Mirki Rocheckiej zobaczyłam po raz pierwszy trzy lata temu. I od razu się nim zachwyciłam. Urzekła mnie dźwięczność koloru, jego nasycenie, blask idący jakby od wewnątrz, spod warstw farby. Zachwyciły subtelności walorowe na równi z mocnymi, wręcz ryzykownymi (ale zawsze do końca rozwiązanymi) zestawieniami barw. Pozornie proste, malowane szerokimi pociągnięciami pędzla obrazy przy trochę choćby uważniejszym spojrzeniu zaczynają ujawniać własne, immanentnie w nie wpisane głębie; farba wibruje, żyje, narasta warstwami, które nawet niewidoczne, są jednak sugerowane, przeczute, domyślne. (...)
Samym kolorem, prostą, rygorystycznie abstrakcyjną formą potrafi artystka zasugerować przestrzenność, ukryte sensy i wpisane w obraz przesłania.
(…)
"Poszukując malarskiej jedni, fizycznej kreacji świata przeczuć i intuicji, kształtu dla skojarzeń, przesłań i podświadomości, zmagam się z konkretem malarskiej materii
(…)". Tak może powiedzieć tylko twórca, którego sztuka jest w pełni przemyślana, dla którego zderzenie bogactwa wewnętrznego świata z rygorami malarskiego tworzywa jest inspirujące i twórcze.
"Wszystko stać się może symbolem i obrazem czegoś innego, może mieć dodatkowe, ważne znaczenie. To drugie znaczenie rzeczy, słów i kolorów jest ich znaczeniem jakby pierwotnym, a jednocześnie zupełnie nowym. Dotyczy spraw uniwersalnych, ogólnoludzkich i pogłębiając tak swoją treść wykracza poza realną rzeczywistość w rejony świata duchowego kształtując obraz i tworząc znak nowego nieba i nowej ziemi."
Ze zderzenia dwu światów, dwu porządków rzeczywistości wyrasta to, o czym w innym miejscu malarka pisze: "Przenikając przez zewnętrzną otoczkę realności usiłuję penetrować rzeczywistość duchową, uznając ją za fakt, za prawdę konkretną przybierającą określone kształty." A dalej: "Malarstwo to, w moim odczuciu, czynność fascynująca dotykająca obszarów medytacji, oczyszczająca i mobilizująca etycznie. Nie dając się z góry do końca zaplanować i przewidzieć, wymaga ciągłej uwagi, czujności, cierpliwości, wrażliwości i refleksu. Otwiera na przyjęcie prawdy dotychczas nieuświadamianej, uczy pokory."
To prawda - takie malarstwo, zwłaszcza w połączeniu z taką samowiedzą, uczy pokory - także krytyka. Dla widza natomiast jest zaproszeniem do wejścia w rozległe i zbyt rzadko, niestety, współcześnie odwiedzane obszary przeżyć duchowych, i to przeżyć rozgrywanych w najwyższych rejestrach: "Człowiek w akcie twórczym naśladuje samego Stwórcę – jako Jego obraz i podobieństwo; tak więc sama czynność tworzenia jest pewnego rodzaju stawaniem w relacji z Bogiem – wobec Sacrum. Jest to relacja święta i tajemnicza. Dlatego akt twórczy, podobnie jak modlitwa, wymaga wyrzeczenia, samotności, skupienia, ciszy, refleksji czy wręcz medytacji. Możność tworzenia – kreowanie świata harmonii, poszukiwanie jedni, materializowanie myśli, nadawanie kształtu duchowi – to boży dar, a zarazem ludzka powinność".

/Magdalena Hniedziewicz/

FRAGMENTY:    
Prof. Z. Rafał Strent

Intencjom i dokonaniom Mirosławy Rocheckiej wagę nadaje siła wiary w Polsce i nadzieje na jej poszerzenie i pogłębienie w Europie i na świecie. Warto tu przypomnieć słowa zmarłego przed trzydziestu laty André Malraux, który powiedział: "Wiek XXI będzie wiekiem religii, albo nie będzie go wcale." Warto także zadbać, w interesie nas wszystkich, aby sztuka powstająca w związku z konfesyjną motywacją była na najwyższym poziomie – aby ludowy klerykalizm miał za przeciwwagę wyrafinowaną sztukę religijną, która będzie strawna dla przyszłej klasy średniej i dla elit. Entuzjastycznie przyjęty u nas powrót demokracji nie może bowiem oznaczać dyktatu większości, ale przede wszystkim prawa dla mniejszości. Musi też wykreować elity, które będą wzorem zachowań, również estetycznych i moralnych, dla pozostałych grup społecznych. Na tę potrzebę malarstwo Mirosławy Rocheckiej jest jak znalazł! Chłodny dystans Kościoła i środowisk twórczych, powszechny w Europie i – po pewnym ociepleniu w stanie wojennym – powracający także u nas, jest bez wątpienia czynnikiem destrukcyjnym. Malarstwo Rocheckiej jest krokiem we właściwą stronę, ponieważ porusza głębokie, wręcz fundamentalne wątki kultur, przekazując je w atrakcyjnej formie, gwarantującej odpowiedź na wysokie wymagania estetyczne.
Mirosława Rochecka stosuje sprawdzone reguły kompozycyjne, bo jej intencją nie jest epatowanie żądnych skandalu żurnalistów. Ona ma poważniejsze cele niż medialna wrzawa – chce być głosem pokolenia, które musi odnieść się po swojemu do spraw dla naszego gatunku najważniejszych. Nigdy nie można się do nich nawet zbliżyć metodą wybryku. Trzeba więc z szacunkiem spojrzeć, jak przez wieki powstawały dzieła monumentalne, jakie miały cechy i jak, doświadczywszy wzniosłości i brudów współczesności, dać dziś wyraz temu, co w kulturze niezbywalne. Odpowiada mi także jej przekonanie, że sztuka nadal jest częścią kultury.
Abstrakcyjna forma, którą z taką biegłością posługuje się artystka, nie jest w moim odczuciu ucieczką od sztuki realistycznej. Jest to raczej pokora wobec wszechobecnych dzieł Stwórcy i jakaś wierność najstarszym zakazom ich przedstawiania. Warto więc pamiętać, że to ograniczenie przyczyniło się w ogromnej mierze nie tylko do rozwoju kultury Narodu Wybranego i Islamu, ale przede wszystkim wpłynęło na sztukę abstrakcyjnego myślenia, bez której znacznie więcej czasu spędzilibyśmy w jaskiniach i na drzewach. Obecne wszędzie wokół elektroniczne urządzenia binarne powstały dzięki wcześniejszemu rozwojowi matematyki, która jest przecież najczystszą abstrakcją!
Zmysłowe malarstwo Mirosławy Rocheckiej jest dalekie od przyjętej w naszym obyczaju postawy cierpiętnictwa, które w sztuce objawia się dominacją szarości i barw lokalnych. Wędrówka do źródeł wiary doprowadziła ją do radości – bo taka jest przecież "użytkowa" funkcja konfesji z niskiego, ludzkiego punktu widzenia. Artystka "tańczy przed Panem", jak umie najpiękniej. Tańczy w skupieniu i uniesieniu – tak jak to czynią "piszący" ikony.
(...)
Czyste, pięknie zharmonizowane barwy kojarzą je z malarstwem włoskim, hiszpańskim, francuskim, albo z dawną sztuką południowych Niemiec. Przywracają też nadzieję na przyszłość sztuki religijnej, która – jak prawdziwa wiara – powinna być źródłem optymizmu i radości. Zmysłowość nie jest przecież grzeszna! Sensualność otrzymaliśmy wraz z życiem, nie ma więc powodów, by się od niej odżegnywać.
Szczęśliwie artystki nie dotyczą formalne ograniczenia, które zamknęły sztukę prawosławną w dość krępującym kanonie. Wprawdzie wybitni artyści, jak Andriej Rublov czy Jerzy Nowosielski, zręcznie te ograniczenia omijali. Ale Mirosława Rochecka pracuje według kanonu, który sama sobie ustanawia. I to jest komfortowa sytuacja, o ile uzasadnia ją społeczna akceptacja.

/Warszawa, 4 lipca 2006 r./

Twórczość Mirosławy Rocheckiej jest dla mnie szlachetnym przekazem w kolorystyce prac, w zadumie nad pojemnością formy, stanów zawierających wewnętrzne piękno i  odświętność. Cud istnienia i nadzieja, to stany, które odczuwam patrząc i przeżywając jej malarstwo. Chcę je oglądać, czuję ich poetykę, wracam do nich, ponieważ są mi bliskie. Potrzebne mi są w stanach pełni i pustki i zaczynam rozumieć bliskość ich treści. Przywracają mi wiarę w owe piękno i harmonię świata, tak jak kiedyś, gdy czytałem "Małego Księcia" Antoine de Saint-Exupery.
"Zjednoczenie", "Tajemnica", "Otwarty Bok", "Święta ziemia", "Lekki powiew", "Poranek", "Światło miłości", "Chmura niewiedzy", "Wyjście" czy "Szukam Twojego Oblicza" to tytuły tylko niektórych prac przywołujących te światy i tajemnice. Czy to w ostrych kontrastach barwnych, czy harmonijnych układach kolorystycznych, autorka szuka odniesień do nurtujących ją zagadnień obecności ducha w świecie materii.
(...)
Stąd tak częsta obecność na płótnach całej symboliki błękitów, granatów, indygo, czerwieni od cynobru po purpurę, zieleni i czerni. Kolorów soczystych, świetlistych lub spowitych i mrocznych. Obok gładkich powierzchni pojawiają się formy wypełnione małymi gestami malarskimi, jakby dotykami wibrującej energii i światła.
Są te prace w swoim wyrazie nieokreśloną, odrealnioną, a nawet pełną symfonią świata, czy właściwie jego tajemnicy, a to jest przecież istotą wszelkiej kreacji. Te tony muzycznej ciszy odległych dźwięków docierają jednak do duszy bezpośrednio, gdyż człowiek nosi muzykę w sobie. Jak powiedział Anthony de Mello: "Jeżeli chcesz żyć, słowa muszą umrzeć. Musisz zrozumieć, że życie jest jak muzyka, którą tworzą raczej uczucia i instynkty, niż reguły". A te płótna Rocheckiej są jak muzyka wiary, tłem dla naszej wyobraźni.
Mirosława Rochecka operując tonami zimnymi i ciepłymi, maluje subtelnymi odcieniami barwy i przechodzi od tonacji umiarkowanej, czasem śpiewnej, do stanów głębi i alegorii. Zawsze precyzyjna kompozycja daje poczucie brzmienia wewnętrznego płótna, zostawiając każdemu myśli do przekształceń. Ten dźwięk w przestrzeni obrazu jest największą siłą twórczości Rocheckiej. To ogromna wrażliwość, intuicja i przeżycie, duchowość i refleksja. Pieści ocalone, dotyka marzeń, delikatnie i zmysłowo. Patrząc na jej prace można chyba wyczuwać drugie życie. Analizując wciąż byty materii, nieuchwytny byt prawdy może się nam przybliżyć. To fenomen, który istnieje raczej w naszym przeczuciu i pragnieniu. Mam przeświadczenie, że tej prawdy doświadcza ze mną wielu z Państwa.
W tym świecie twórczości, który autorka definiuje jako "Abstrakcja i Sacrum", każdy obraz to nieruchomy punkt krążącego świata, ani cielesny, ani bezcielesny, ani od, ani do. Ani bezruch, ani ruch. Pamięć i rzeczywistość. Te dwa światy widzę jak przenikają się w treściach, w odniesieniach do sensu, usankcjonowanym prywatnością autorki. Znaczenie umyka niewidzialnej granicy pomiędzy nim, a jego brakiem. Granicy wytyczonej linią, półprzeźroczystą powierzchnią, masą pełną i elementem czy formą w przestrzeni. Możemy wpatrywać się w prace Rocheckiej z całą nadzieją zobaczenia tego, co po drugiej stronie, choć sądzę, że prawdziwy kształt wiedzy w takich sytuacjach raczej wymyka się sile naszego rozumu. Sądzę bowiem, że wbrew racjonalnym oczekiwaniom, zapis – znak nie jest nigdy autonomiczny, skończony w swoich granicach; ma on raczej charakter mostów, które łączą między wszystkim co jest i wszystkim czego nie ma. Mostów pomiędzy przeżyciem, chęcią i wiarą, a marzeniem i koniecznością.
(...)
/Poznań, 1 VIII 2006
Prof. Andrzej Banachowicz/






do góry